Harpagan 30 czyli pechowy weekend cz. 7

W bazie okazuje się, że Maciek po pierwszej pętli pojechał już do domu, Krzysiek zdążył zaliczyć tylko 5 punktów, odezwało się jego kolano i zapowiada, że już więcej nie jedzie (na H28 musiał w połowie zjechać do bazy też przez kolano). Tymczasem Organizatorzy przyznają się, że od miesiąca zwozili z Sopotu piach do pobliskich lasów, zeby nam maksymalnie utrudnić życie:-) Dowiaduję się też przed wieczorną uroczystością, że jest ponad setka Harpaganów pieszych, więc nawet nie idziemy tam, tylko leżakujemy na sali. O 22:00 silne postanowienie pójścia spać, ale najpierw trzeba się spakować. Pakowanie idzie opornie aż do północy...



Coharpaganowy rytuał jazdy nad morze w niedziele tez zaburzony - Krzysiek musi wracać do Wrocławia wcześniej. Trudno, jadę sam.

Pobudka w niedziele o 4:30, żeby spokojnie zapakować się i zdążyć na pociąg do Tczewa, bo następny dopiero po 14.

Po drodze zaczyna padać deszcz. Pani konduktorka nie chce wypisać biletu ze zniżka, lekka awantura i dopiero prawie koło Tczewa wszystko wychodzi na prostą. Cała droga w pociągu w towarzystwie prawie Harpagana z trasy mieszanej. W Tczewie razem coś przekąsiliśmy w barze dworcowym, który ledwo podołał zalewowi Harpaganów i wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Kilka kościołów i z daleka słynny most kratownicowy na Wiśle.






Kolega musiał wracać na pociąg, a ja zacząłem podążać w kierunku Wisły na most.

Oczywiście, żeby bardziej zepsuć wyjazd zaczęło uczciwie lać. Nici z moich planów wyjazdu rowerem do Malborka:-( Co większe fale deszczu przeczekuję pod domami i drzewami i docieram na most. Tam jeszcze w starych budynkach bez okien chowam się na chwilę i jak deszcz przechodzi w mżawkę, wyruszam na dalej.



Konstrukcja tego zabytku jest naprawdę warta obejrzenia, tak jak i przejechanie przez niego ponad kilometr nad Wisłą.






do częsci 8