Na Harpagana 30 tym razem wyruszyliśmy w trójkę. Maciek pewnego dnia powiedział tak od niechcenia 'jadę na Harpagana', pokombinował trochę z rowerem, aż dowiedział się, że można też na piechote - co mu najbardziej pasowało i tak wystartował. Krzysiek ze mną jak zwykle na rowerach. Miał jechać jeszcze mój brat, ale praca mu nie pozwoliła w ostatniej chwili. Szczęście w nieszczęściu, bo Maciek nie dostał swojej zniżki i mógł pojechać na Grześka.
W piątek 11:20 wsiadamy do pociągu, którym dojeżdżamy do Piły.
No i pierwsza niespodzianka
podczas przesiadki: Krzyśkowi przejeżdżającemu z jednego peronu na drugi pęka korba - fatalny
początek. Pocieszamy się, że to i tak lepiej niż miałaby strzelić gdzieś w środku lasu
kilkadziesiąt kilometrów od bazy. Mimo tego atmosfera w pociągu jest nawet wesoła, bo wszyscy
zastanawiają się jak teraz będzie wyglądał Harpagan Krzyśka i na którą trasę się wybierze. Od
tybylca i kierpocia już wiemy, że w Chojnicach jest aż jeden sklep rowerowy i jeszcze nie
wiadomo czy będzie czynny.
Po zajechaniu na miejsce mamy jeszcze dwie godziny do pociągu do
Rytla. Pierwotnie mieliśmy sobie spokojnie zjeść obiad, ale teraz jest 17:30 i ruszamy na
miasto w poszukiwaniu korby. Sklep rowerowy zastaję zamknięty, w międzyczasie Krzysiek łapie
jakichś tubylców, którzy twierdzą, że w Kauflandzie są korby. Po sprawdzeniu okazuje się, że
tam ich jednak nie ma. Resztę czasu wykorzystujemy na obiad po czym wsiadamy w pociąg do Rytla.
Krzysiek w miedzyczasie postanowił, że jeżeli da się bezproblemowo przepisać z TR na TP, to
idzie na TP, ale już w bazie zmienia zdanie na chyba najsensowniejsze wyjście: wystartować
na TR, po pobraniu mapy przejść się do Chojnic na piechotę, tam naprawić rower i
jechać już normalnie dalej.